Racha – Into the Wild cz.I

03/02/2020 
0


Tekst i zdjęcia: © ChallengeMag

Freeride w Kaukazie

Na przełęczy, koła naszego busika zabuksowały w śniegu. Trzeba założyć łańcuchy! Jest już ciemno, zmęczeni, trwającą już parę godzin podróżą, opuszczamy niechętnie ciepłe wnętrze auta. Na przydrożnych drzewach dostrzec można zwisające czapy śniegu. A więc zima jednak tu już dotarła. Drepcząc w miejscu, trzęsąc się z zimna, cieszymy się, że nasza podróż zaprowadzi nas w wymarzoną krainę śniegu. Przecież po to tu przyjechaliśmy. Kaukaz – urwiste szczyty, zaśnieżone i niedostępne doliny – legenda tego miejsca działa jak magnes. Kto nie chciałby zakosztować tu freerajderskiej przygody? Racha – Into the Wild, program wyprawy w ten region Gruzji zaoferowany przez ekipę Zimawgruzji.pl skusił nas, kolorową, zróżnicowaną wiekowo garstkę szalonych, nawiedzonych freerajdem ludzi, by wziąć udział w tym nietuzinkowym przedsięwzięciu.

Racha – Into the Wild, ta wyprawa jest dowodem na to, że nic nie łączy tak, jak wspólna pasja.

Blady poranek wita nas za iście teatralnym spektaklem wyłaniających się z mgieł zarysów górskiego masywu. Z drewnianego tarasu naszej bazy, jedynego miejsca, które oferuje nocleg i wyżywienie, rozpościera się widok, który pozwala powoli oswoić się z tym, co nas w następnych dniach oczekuje.

Shoda

rachafreeride-1230682
rachafreeride-1230687
rachafreeride-1230686
rachafreeride-1230684
rachafreeride-1230683

Adventure holidays in Ghebi, prowadzi Polka. Gosia stworzyła w starym gruzińskim domu oazę radości dla tych, którym niestraszne spartańskie schroniskowe warunki. Ta kobieta o niezwykłej energii i pogodnym usposobieniu, łączy w jednej osobie pasję, gościnność i kunszt kulinarny obu kultur, polskiej i gruzińskiej. Gdy parę lat temu zaczęła organizować pierwsze konne wyprawy w dzikich górach otaczających dolinę, udowodniła sobie i miejscowej społeczności, że w tych surowych warunkach, tylko ciężką pracą można coś osiągnąć.
To brzmi jak zapowiedź motta naszego wyjazdu:

Bez pracy nie ma kołaczy


Ruszamy na pierwszy rekonesans doliny Shoda.
Ghebi – gruzińska osada u podnóża Kaukazu, może służyć za pierwowzór określenia „wiocha zabita dechami”. Nie ma tu turystycznej infrastruktury, nie istnieją restauracje i wyciągi narciarskie – nic nie przyciągnie tu turysty szukającego kurortowej atmosfery.

Czasy świetności Ghebi to legenda tak stara, jak najstarsi mieszkańcy, tym ostatnim jednak najwyraźniej służy proste, spartańskie życie w tej dolinie. Rześcy 90-latkowie tutaj to nie wyjątek, lecz reguła. Ich spojrzenia zza zakurzonych firanek okiennych, śledzą czujnie przemarsz naszego korowodu przez wioskę.

Jako freerajderzy z kolorowymi ubraniami, odblaskowymi goglami i karbonowymi deskami, na początku będziecie się czuć jak w garniturze Armani na starym pchlim targu.
My mamy szczęście, bo pojawia się grupa jeszcze większych dziwaków uprawiających zimowy fatbiking.

Gdy pojawiłem się z moim splitboardem, miejscowi patrzyli na mnie jak na UFO…

Nasz przewodnik Sergii Potapenko z uśmiechem wspomina swoje początki w Ghebi.

Dla ghebińskich Gruzinów stanowimy swoistą ciekawostkę, na wzór wędrownych cyrkowych kuglarzy. Dwa, szybko przyswojone, słowa gruzińskiego pozdrowienia mają za zadanie nastroić miejscowych przychylnie do naszej grupy łowców śniegu, obcych, przybyszów spoza gór. Przez chwilę wzbudzamy sensację, stanowimy temat do rozmów i komentarzy, jednak miejscowi szybko przechodzą do trybu normalnego, czyli dość spokojnego, wręcz wolnego.
Co innego wiejskie psy, dla nich jesteśmy atrakcją numer jeden i nic nie sprawia im większej radości, niż ujadanie na nasz widok. Bohatersko rzucają się, z pogardą dla śmierci w oczach, ku naszym łydkom i tylko zdecydowane tupnięcie nogą jest w stanie odwieść bardziej zdeterminowane osobniki, od zabójczego zamiaru podgryzienia nam gardeł.

W tej radosnej atmosferze osiągamy granicę wsi, gdzie rozpoczyna się podejście przez las, który rychło na skutek gry światła między konarami, zyskuje określenie „Magic forest”.

Droga podejścia wiedzie nas zakosami ostro w górę. Gościnność Gosi objawia tutaj swoją cenę – nasza grupa z każdym kwadransem i zdobytymi metrami rozdziela się na tych, którzy wieczorem delektowali się tylko gruzińskim winem, oraz na tych, którzy poznali także inne specyfiki gruzińskiej sztuki piwowarskiej oraz gorzelnianej.

 

 

Docieramy w miejsce, gdzie nasza droga się rozwidla. Pierwsze miejsce widokowe po długim podejściu lasem robi kolosalne wrażenie.

Dolina Shody… to brzmi jak zapowiedź niezłej przygody i tak też wygląda.

Na wprost możemy dotrzeć do drewnianych szałasów, które stanowią zaplecze do dalszych wypadów w głąb doliny.

Do szałasów dotrzemy następnym razem. Dzisiaj obieramy drogę w prawo, która wyprowadza nas kolejnymi zakosami przez chaszcze i krzaki na ramię masywu Shoda.

rachafreeride-1230793
rachafreeride-084739
rachafreeride-1230809
rachafreeride-141410

Widoki… oj tak… warto tu podejść. Na lewo majaczy w chmurach Lagora 3200 m, na wprost Shoda 3600 m i jej długie śnieżne ramię, które oddziela leżącą na prawo dolinę Muhamesh.

Podchodzimy wyżej trzymając kurs na ramię Shody. Nocny opad świeżego śniegu wymusza torowanie w puchu i spowalnia tempo. O tym puchu marzyliśmy, więc nikt nie narzeka. Każdy zdobyty metr, to dłuższy zjazd – taka swoista zależność, którą można sobie wytłumaczyć wysiłek włożony w podejście. To działa! Mozolnie zdobywamy kolejne metry.


Docieramy najwyżej, jak to dzisiaj jest możliwe. Nasze wyjście na ramię Shody traktujemy jako rekonesans, dalsze pięcie się w górę dobiega końca. Jesteśmy już parę godzin w drodze, a czeka nas jeszcze zjazd. Tu, w pobliżu majestatycznego masywu Shody, powoli można oswoić się z odległościami i wysokością. Góry wokół robią efektowne wrażenie. Otacza nas imponujący kaukaski krajobraz.

Juhuuu!!!

Pierwszy zjazd w puchu wywołuje okrzyk radości

Czeka nas karkołomny zjazd zachaszczonym stokiem, przetykanym małymi polankami, obawa wywołania lawiny jest zbyt duża, by wypuścić się na otwartą przestrzeń. Ośnieżone korony drzew i krzewów przywołują obrazki znane gdzieś z Japonii.

Jazda w lesie wymaga szczególnych umiejętności. Nasz guide Sergii i jego asystent Pasha mają tą sztukę opanowaną do perfekcji. Imponująco i z brawurą prowadzą linię zjazdu przez leśny gąszcz i wyprowadzają bezpiecznie całą ekipę na ścieżkę porannego podejścia.  Wracamy zmęczeni, lecz szczęśliwi do bazy. Racha powitana.

Wniosek tego dnia: Jeśli chcecie działać w tym regionie, to pokonywanie 1000 metrowego przewyższenia jest tu obowiązującym standardem. Wiele wyjść na freeride wymaga biwaków, tak jak nasza kolejna planowana akcja w głębi doliny Shody.

Z ciekawością oczekujemy, co przyniosą kolejne etapy tej wyjątkowej gruzińskiej przygody. Już wkrótce kolejna relacja z eksploracji Doliny Shoda. Zostańcie z nami.

wsparcie sprzętowe:
Nitro Polska
#nitro_squash_splitboard #SquashSplit
Mmtsklep.pl – sklep marki Mammut w Polsce
#mammut_removable_airbag_system_3
Zestaw lawinowego ABC. Sonda, łopata i detektor Barryvox S:

3-antenowy detektor cyfrowy Barryvox S
lekka, aluminowa sonda Probe 240
łopata Alugator Ride, wykonana ze wzmacnianego i anodyzowanego aluminium

EVOC Polska #Avalanche_Backpacks
Spark R&D #spark_splitboard_bindings

 









You might also like




Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *


More Story
Sergii Potapenko- freerajdowy pionier Kaukazu Kaukaz to góry, gdzie zapach przygody unosi się w powietrzu, przyciągając freerajderów, specyficzny rodzaj przedstawicieli...