Skialpinizm z dzieckiem? Tak!

02/05/2017 
0


Freeride w górach to domena twardzieli – długie podejścia, wysiłek, zjazdy w stromym terenie po nieprzetartych szlakach, ryzyko lawinowe, a już na pewno to nic dla rodzin z dziećmi.

Jaka jest zima w górach? Dzień jest krótki, szybko zapada zmrok, poruszanie się w kopnym śniegu utrudnia pokonywanie szlaków, panuje zagrożenie lawinami. Zimą nie powinno się chodzić w góry z dziećmi, a co dopiero uprawiać freeride lub skitury. Czyżby?

Będąc rodzicem i aktywnie uprawiając sporty outdoorowe postanowiłem zbadać i przyjrzeć się bliżej panującym opiniom i skonfrontować je z rzeczywistością. Z własnego doświadczenia wiem, że granica tego, co można wspólnie z dzieckiem dokonać, przebiega różnorodnie. Poznałem również osoby, które świadomie realizują z dzieckiem cele poza utartymi szlakami.  Tropem poszukiwań pasji i wyzwania, dotarłem w zimowe Tatry, gdzie znalazłem niecodzienny przykład tego, jak ojcowskie doświadczenie przelewa się na pasję syna. Wybraliśmy się na skiturowo-splitboardową wycieczkę na Kasprowy Wierch w dość osobliwym gronie: dwaj dorośli i 9-letni skialpinista Alexander, by podczas tej niezwykle pięknej przygody porozmawiać o tym, dlaczego freeride z dzieckiem jest ważny.

Dzieci na skiturach? Freeride z 9 latkiem? Tak – to możliwe! Tak – to kontrowersyjne! Tak – to wspaniałe!

Na pewno padnie pytanie – po co ciągnąć dzieciaki zimą wysoko w góry? To jest jedynie niepotrzebne ryzyko. Zwyczajowo uznajemy, że jazda samochodem z dzieckiem na foteliku jest bezpieczna, a wyjście w góry zimową porą, to działanie o podwyższonym stopniu zagrożenia życia i zdrowia. Kto chociaż raz w życiu jechał Zakopianką lub przemieszczał się autem po polskich drogach, powinien wiedzieć, że ocena ryzyka jest rzeczą względną. Musielibyśmy sięgnąć po statystyki, ale zamiast tego nasze wyobrażenie o tym, co uznajemy za niebezpieczne, kształtowane jest przez przekaz medialny.

Całkiem niedawno przeczytałem notatkę o ojcu, który idąc w stronę Hali Gąsienicowej utknął gdzieś po drodze w zamieci śnieżnej ze swoim 11 letnim synem. Nie znam dokładnych okoliczności wydarzenia, ale jedna rzecz utkwiła mi w pamięci. Wystartowali o godz. 20 a nad ranem ekipa ratunkowa sprowadziła ich w dół. Czytając to, pierwsza myśl jaka się pojawiła odnosiła się do braku odpowiedzialności i narażeniu siebie i dziecka na niepotrzebne ryzyko.
Jeśli przejrzymy notatki prasowe, to takich historii znajdziemy więcej, aż do kuriozalnych fenomenów utknięcia na drodze do Morskiego Oka grupy dorosłych, którzy nie byli zdolni po zapadnięciu zmroku zejść 12 km po przetartej drodze. Było zimno i ciemno, jak to zimą bywa i dla grupy dorosłych osób, ten stan rzeczy był tak niezwykły, że wezwano służby ratunkowe. Wszystko skończyło się dobrze. Takie i podobne wydarzenia obiegają z hukiem media, rozniecają gorące dyskusje i ci bardziej obyci z górami bezlitośnie rozprawiają się z tymi mniej doświadczonymi.

Jaki nasuwa się wniosek? Góry zimą są niebezpieczne? Skoro dorośli mają z tym problem, to czy jest to odpowiednie miejsce dla dziecka? Chodzenie po zmroku potęguje niebezpieczeństwo?
W wymienionych przypadkach dorosłe osoby nie były zdolne podjąć odpowiednich decyzji i dostosować swoich działań do panujących warunków. Skąd to wynika? Jest jedna prosta odpowiedz na to – z braku doświadczenia. Skoro doświadczenie jest kluczem do podejmowania ważnych decyzji, powinniśmy się przyjrzeć temu, gdzie i jak zdobywa się doświadczenie górskie.

Z Przemkiem i jego synem Alexandrem umówiłem się w Kuźnicach pod Yurta-Bar, miejscem skupiającym w ten dzień chyba wszystkich obecnych w Zakopanem skiturowców i freeriderów. Poprzedni dzień przyniósł gigantyczny opad śniegu, więc zebrani byli podekscytowani wyłaniającym się spoza chmur słońcem, zapowiadał się cudowny dzień, gdyby nie panujące w górach zagrożenie lawinowe, oceniane na ten dzień na 3 stopień. Do wagonika kolejki na Kasprowy nie wpuszczano żądnych wrażeń narciarzy, ale dla skiturowców i freeriderów na splitboardach nie stanowiło to problemu. To właśnie podejście na górę, o własnych siłach, jest elementem całej tej przygody. 9-letni Alex był jedynym dzieckiem, w gronie dorosłych i chyba jako jedyny, nie wykazywał szczególnego podekscytowania. Samodzielnie i ze spokojem zajął się naklejaniem fok pod swoje narty. Analizujemy prognozę pogody, czekamy na wiadomości o stanie szlaków i rozmawiamy.

Przemek, ojciec Alexandra, tak wspomina swoje początki z górami:

Jako młody chłopak mieszkając w Wadowicach, nie przywiązywałem dużej wagi do gór. Pamiętam wydarzenie związane z Kukuczką, a właściwe z jego tragiczną śmiercią – nie rozumiałem tego, jak można się narażać do tego stopnia. Alpiniści, taternicy i ich wyczyny, były dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Z moim dziadkiem, 80 latkiem jeździłem wprawdzie jako dziecko na wycieczki w Tatry i jak przez mgłę pamiętam otoczenie Morskiego Oka, gdzie dotarliśmy jeżdżącym jeszcze wtedy autobusem. I to chyba wtedy zostało zasiane ziarno, które wykiełkowało dopiero lata później, gdy po namowach pojechałem pierwszy raz z kolegami w Tatry. Od tego momentu wiedziałem, że moje dalsze życie będzie związane z górami.
Zdobywałem szlify wspinając się w Tatrach zimą i w Alpach, dziś jestem instruktorem narciarskim, teraz żyję i pracuję w Zakopanem. Moja pasja stała się moją profesją.

Przemku, co związanego z przebywaniem w górach chciałbyś przekazać synowi?
Góry to miejsce, gdzie w ciągu jednego dnia możesz doświadczyć i nauczyć się tyle, że w dolinach potrzebowałbyś na to lata. To miejsce na szczególną naukę, przede wszystkim samodzielności.
Z Alexandrem zacząłem wcześnie chodzić w góry. Nasze wspólne wycieczki zaczynaliśmy bardzo umiarkowanie, nie chciałem niczego zepsuć, przeforsować i zniechęcić go do gór. Jednocześnie byłem wymagającym, surowym ojcem, co poskutkowało wypracowaniu w Alexie dyscypliny, która jest niezwykle ważna w późniejszym dorosłym życiu. Jednocześnie będąc kochającym tatą udało mi się stworzyć zaufanie i to zaufanie pozwala nam teraz na to, co robimy.

Obserwowałem moje otoczenie, to według jakich wzorców wychowuje się dzisiejsze pokolenie i nie chciałem, by moje dziecko stało się nieudolnym gamoniem z tabletem w ręku. Wiedziałam, że za jego wychowanie jestem sam odpowiedzialny, wyznaję zasadę, że to rodzić kształtuje postawę i zasady, którymi kiedyś dziecko będzie się kierować w życiu jako dorosły człowiek. W górach mamy przestrzeń, by żyć według tych zasad i uczyć się najważniejszych umiejętności przydatnych w życiu – niezależnie czy w górach czy w dolinach. Być przewidującym, planować, poszerzać umiejętności, podejmować decyzje i umieć powiedzieć – nie, zawracam.

Dopijam sok. Towarzystwo zebrane w Yurta-Bar rozdziela się na tych, którzy chcieli jechać kolejką i muszą zostać oraz na tych, którzy dysponując wiedzą, znajomością terenu i doświadczeniem, mają zamiar dostać się na wierzchołek Kasprowego. Zebrane informacje pozwalają nam wybrać bezpieczny wariant podejścia. Postanawiamy najpierw udać się w stronę Doliny Kondratowej, by potem poprzez Halę Goryczkową po przetartej w międzyczasie ratrakiem nartostradzie dotrzeć na szczyt Kasprowego. Wyruszamy na fokach nieśpiesznym krokiem. Na podejściu pojawia się intensywne słońce i robi się gorąco. Jestem ciekaw, jak Alexander poradzi sobie z podejściem.

Alexander, co uważasz za największą waszą wspólną przygodę?
Nie wiem… wszystko z tatą jest fajne. Ale to chyba te rzeczy, które się robi pierwszy raz, najbardziej się pamięta. Każda wyprawa jest fajna. Trawers Czerwonych Wierchów, który niedawno robiliśmy był spoko, ale najbardziej podobały mi się pierwsze zjazdy na nartach w górach. Wtedy jeszcze nie umiałem dobrze jeździć, ale miło wspominam, podobało mi się. Dzisiaj na Goryczkowej będzie trochę trudno na podejściu w jednym miejscu, ale nie aż tak bardzo.

W tym momencie uświadamiam sobie, że Alex w swoich myślach jest już w miejscu, od którego dzieli nas jeszcze parę godzin podejścia. Jeszcze nie dotarliśmy do schroniska na Kondratowej a ten młody chłopak opowiada o trudnościach na podejściu na Hali Goryczkowej. Dowiaduję się szczegółów przejścia przez Czerwone Wierchy. Trasa skiturowa ojca z synem wiodła z Kir na Ciemniak, Krzesanicę , Małołączniak i Kopę, skąd nastąpił zjazd do Kużnic. Całość zajęła im około 5 godzin. W ocenie Alexa, owszem długa, ale bezproblemowa trasa. Były także inne zjazdy z ojcem: w stromych tatrzańskich źlebach, skiturowe wyprawy w Alpach.  To robi wrażenie. Nie ukrywam, że spoglądam na tego drobnego chłopca ze zwiększoną ciekawością. Mam cały dzień by towarzyszyć najmłodszemu skialpiniście, jakiego dotychczas poznałem. Zapowiada się interesująco.

W bajkowym krajobrazie docieramy do schroniska na Hali Kondratowej. Chwila na krótki odpoczynek. Odkąd chłopiec, mieszkający z matką, spotyka ojca w weekendy, widać jak bardzo lubi spędzać z nim czas.

Opuszczamy schronisko. Aura jest łaskawa. Błękitne niebo, białe chmury zlewają się z oślepiającą bielą stoków. Widzimy, jak z daleka ktoś kreśli pierwsze linie zjazdów. Przed nami rozpościera się skąpana w słońcu Hala Kondratowa. Krótka wymiana informacji z powracającym ze stoku freerajderem potwierdza naszą ocenę ryzyka lawinowego, więc ruszamy wcześniej wybranym wariantem na Kasprowy. Safety first.


Czas na podejściu płynie innym rytmem, mijamy kolejny bajkowy las i przed nami otwiera się już rozległy widok na grań schodzącą do Myślenickich Turni. Krok po kroku zbliżamy się do nartostrady, jej śladem udamy się na szczyt. Wysoko w górze widać małe kropeczki osób zbliżających się powoli ku wierzchołkowi. Jeszcze kawałek dzieli nas do Kasprowego. Alexander, bardzo małomówny, ożywia się na widok kroczących przed nami snowboardzistów, którzy na piechotę wybrali się przetartym szlakiem nartostrady. Już raz, zanim skręciliśmy do schroniska na Kondratowej, mijaliśmy ich po drodze, teraz są znowu przed nami. Alex wydłuża krok. Przyśpiesza.

– Bierzemy ich tato?
– Dajesz…

Duch rywalizacji wisi w powietrzu, 9-latek ma cel, jest skupiony i już po chwili mijamy kolegów z deskami na plecach, którzy nieśpiesznym krokiem człapią pod górę. Cieszę się, że mam splitboard Jonesa pod nogami, dla nas wierzchołek jest już bliżej a Alexander swoim niewzruszonym tempem brnie dalej, przypominając mi, że przed nami jeszcze jedno trudniejsze miejsce. Widać, że trasę robił niejednokrotnie i potrafi rozłożyć swoje siły. Podoba mi się ten chłopiec, mówi niewiele, ale wtedy, kiedy trzeba.

Przemku, są osoby, które patrzą na was z boku, nie znają Was i pojawiają się skrajne opinie. Jak obchodzisz się, jako ojciec, z głosami krytyki?
Masz rację, znam te głosy krytyki, mało kto wie, że Alexander ma doświadczenie wspinaczkowe, a tym samym jest obeznany z eksponowanym terenem. Myślę, że ta podstawowa cecha, odróżnia go od zwykłego narciarza. Skialpinizm jest taką dyscypliną, która zasadniczo różni się od jazdy na stoku narciarskim. W dolinie jego największą pasją jest piłka nożna, dwa razy w tygodniu chodzi na treningi i kondycję jaką tam nabrał przenosi bez problemu w góry. Gdyby nie taki dodatkowy, regularny trening na pewno nie mógłby brać udziału w naszych wyprawach skiturowych. Powiem więcej, w tym wieku dzieci mają bardzo korzystny przyrost siły do masy ciała, sam widzisz, że kondycyjnie nie muszę się o niego martwić. Oczywiście jako ojciec ekstremalnie uważam na niego, to moje oczko w głowie i kocham go nad życie. Moja czasem nadgorliwa czujność przeszkadza mu. Jednocześnie nie chciałbym, żeby strach paraliżował nasze życie. W górach spędzamy intensywnie wspólny czas i to trwa już parę lat, krok po kroku oswajaliśmy się z dystansami, warunkami i teraz możemy z tego korzystać. To długa droga. Ale mając na względzie piękno gór, cieszę się, że mogę pokazać to mojemu synowi. Dla nas każde wyjście w góry to kontakt z dziką i piękną przyrodą.
W czasach, gdy niebawem całe pokolenie nie będzie zdolne przejść na drugą stronę ulicy bez wygooglowania jak się to robi, uważam, że nasz wspólny czas w górach ma szczególne znaczenie wychowawcze.

Na krótko pod szczytem niebo zaciąga się chmurami, zrywa się chłodny wiatr.

Na szczycie Kasprowego dopijam ostatni łyk gorącej herbaty i mój wzrok rozpływa się po rozległej panoramie. Podoba mi się to co widzę.

Masz Przemku jakieś marzenie jakie chciałbyś z synem zrealizować?
Chciałbym doczekać chwili, by móc z nim wejść na piękne alpejskie szczyty. Byliśmy już razem w Alpach, ale na te największe szczyty mamy jeszcze czas. Góry nam nie uciekną. Latem wybieramy się na wspinanie. Jeśli pogoda dopisze, to na pewno będziesz miał kolejny materiał do magazynu.

Przemek śmieje się, dobrze wie co robi. Po dniu spędzonym w jego towarzystwie, dostrzegam, że jeśli rodzic sam dysponuje bogatym górskim doświadczeniem, jego horyzont działania jest o wiele szerszy i sposób poruszania się w górach z dzieckiem podporządkowany jest kryteriom bezpieczeństwa. Umiejętności takie nabywa się latami. Skialpinizm, freeride łączy szerokie spektrum umiejętności. Wspinaczka górska latem pozwala na sprawne poruszanie się w stromym terenie o dużej ekspozycji, zimowe wędrówki pozwalają na lepsze ocenianie dystansów, na wypracowanie technik ubierania się i umiejętne dostosowanie ubioru do panujących warunków, długie, całodniowe wycieczki skiturowe pozwalają z czasem na poznanie swojego własnego organizmu i jego reakcji na zmęczenie, na temperatury i zapotrzebowanie energetyczne.
Takich umiejętności nie nabywa się na stokach ośrodków narciarskich. Sama dobra technika jazdy na nartach bądź snowboardzie nie wystarcza, by samemu planować wyprawy górskie z dzieckiem.

Powiedz mi Alex, wiesz już co chciałbyś jako dorosły zrealizować w górach?
Jeszcze jestem za młody ale może kiedyś uda mi się wejść na Everest.

No tak, siła oddziaływania mediów 🙂 Podziwiam rozległe widoki ze szczytu Kasprowego i myślę o tym, że cele, które chce osiągnąć współczesny człowiek rodzą się z różnych źródeł, media odgrywają w tym niezwykle silną rolę. Dostęp do bodźców pobudzających wyobraźnię i pragnienia jest nieograniczony, brakuje solidnych wskazówek jak je zrealizować, to właśnie brak doświadczenia i ekstremalne przypadki przerostu ambicji nad umiejętnościami zarówno górołaza, freerajdera i rodzica, trafiają na pierwsze strony gazet.

Kluby wysokogórskie były kiedyś tym miejscem, gdzie można było nabywać rzetelną wiedzę górską poprzez szkolenia i uczestnictwo w kursach i wyprawach. Dorastanie w takim środowisku jest pozytywnym, pierwszym krokiem w kierunku uprawiania sportów outdoorowych kiedyś później z własnym dzieckiem. Doświadczenie buduje się latami, czy oferta komercyjna jest w stanie zastąpić atmosferę klubową, to trudno jednoznacznie ocenić. Na pewno jest to warta uwagi opcja i regularne korzystanie z usług doświadczonych przewodników górskich i wyspecjalizowanej oferty szkół freeridowych może przyczynić się do zwiększenia poziomu własnych umiejętności. Krok z utartej nartostrady w śnieżny teren jest bowiem o wiele większy, niż przekroczenie barierki oddzielającej trasę od nieprzetartych stoków.
Tym samym sporty górskie z dzieckiem pozostaną zawsze dyscypliną dla wybranych a ich bezpieczne uprawianie będzie tylko możliwe, jeśli rodzic sam dysponuje ponadprzeciętnym kunsztem. Samoocena to chyba najtrudniejszy etap w tej przygodzie, bo wymaga szczerości w ocenie swoich własnych umiejętności i predyspozycji. Drugi etap, to przygotowanie dziecka na ten sposób spędzania wspólnego czasu. I tutaj obowiązuje żelazna zasada – nic na siłę. Techniki jazdy najlepiej wyćwicz z dzieckiem na oficjalnych trasach narciarskich. Dwa sezony to średni czas, by dziecko 5-6 letnie opanowało technikę jazdy nartach bądź snowboardzie. Na stoku nabierze umiejętności w zakresie samodzielnej jazdy na wyciągu, zakładania sprzętu, kontrolowanej jazdy, umiejętności hamowania i omijania przeszkód. Nie oczekuj szybkiego sukcesu wysyłając dziecko pod opiekę instruktora. Tam nabierze wprawdzie techniki ale nie zbuduje tego co jest ważne, jeśli chcecie kiedyś robić coś więcej, niż tylko wożenie się w górę stoku na wyciągu kanapowym. Ćwicz jazdę z przeszkodami, krótkie zjazdy na nieprzetartych stokach obok wyciągu wraz z podchodzeniem pieszo. W formie zabawy sprawia to radość dziecku a jednocześnie jeśli robi to wspólnie z rodzicem, rośnie ta forma dialogu, która prowadzi do zbudowania wspólnego zaufania.

Chodźcie na wspólne górskie wędrówki i uczcie się siebie nawzajem. To rodzic musi znać granice swojego dziecka, ono tego nie wie. Te granice są nieprzekraczalne. Ta odpowiedzialność zawsze będzie spoczywać na rodzicu.

Uprawiajcie wspólnie wspinaczkę: na sztucznej ściance, na skałach, chodzenie po via ferratach. Jeśli opanujecie te umiejętności-otworzy się być może przed wami droga do wielkiej górskiej przygody. Być może dlatego, bo już sama droga ku temu jest celem.

Na szczycie Kasprowego robi się zimno, pusto, słońce schowało się za warstwą chmur, czas zjechać w dolinę. Puste zbocza Hali Goryczkowej kuszą do jazdy w terenie, niestety dostępny stok jest zryty starymi śladami zjazdów a z lekkiego puchu wczorajszego dnia niewiele pozostało. Piękny słoneczny wiosenny dzień to killer dla lekkich śnieżynek. Na oddalonych zboczach Hali Goryczkowej zalega masa dziewiczego śniegu, jednak ryzyko lawinowe nie zniknęło. Przemek i Alex decydują się się na bezpieczny zjazd nartostradą, więc po szorstkiej jeździe w terenie dołączam do nich i czeka nas długi zjazd do Kuźnic. Moje wcześniejsze wyobrażenie, jak będzie wyglądać skiturowy dzień w górach z dzieckiem, rozwiewa się wraz nabieraniem większej prędkości. Alexander z lekkością rozwija tempo, jego technika jazdy na nartach jest na wysokim poziomie, nasz zespół sprawnie porusza się, nikt nie czeka.

To był wspaniały dzień w Tatrach i byłem świadkiem inspirującej historii. Obserwując przez cały dzień Przemka i jego syna Alexandra, mogę potwierdzić tylko jedno, freeride nie zaczyna się i nie kończy się na zboczu góry.
Tego Wam, wszystkim rodzicom obecnym i przyszłym, życzę.

 

Nasz zjazd wyglądał tak. W następnym artykule przyjrzymy się aspektom bezpieczeństwa i sprzętowi.









You might also like




Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *


More Story
Ueli Steck "Swiss machine" - wspomnienie o skromnym Szwajcarze Ueli Steck był wyjątkowym alpinistą, to nie ulega wątpliwości. Swoimi niezwykłymi, spektakularnymi samotnymi przejściami...