tekst: Sebastian Czerniawski – na snowboardzie od 20 lat, współtwórca kolektywu Roninsnowboards, w Gruzji od 2013 roku, przewodnik freeridowy Snowlab Gudauri
zdjęcia: Mikael Toivio
W Gudauri znalazłem się przez zupełny przypadek, mój rosyjski przyjaciel polecił mi odwiedzić Kaukaz i zobaczyć czym jest prawdziwy puch.
Było to w 2013 roku podczas kolejnego bezśnieżnego wyjazdu do Francji. Nie zastanawiając się długo, podjąłem decyzję o wyjeździe zakładając, że będzie to ciekawa alternatywa dla Alp, w których spędziłem ostatnie 10 sezonów.
Po wylądowaniu w Gruzji przeżyłem ogromne rozczarowanie. Śniegu było bardzo mało. Jego resztki dotapiały się w gorącym słońcu. Jednak w kolejnych dniach systematycznie dosypywało puchu i dzięki temu mogłem się rozkoszować nietkniętymi polami i najlepszym śniegiem po jakim przyszło mi kiedykolwiek jeździć.
Z każdym moim przyjazdem do Gudauri zdawałem sobie sprawę jak mnóstwo terenu jeszcze jest do odkrycia i jak niewiele z tego co widzę udaje mi się okiełznać podczas krótkich wizyt.
Żeby móc to zrealizować postanowiłem poprosić moich bardzo dobrych znajomych, ludzi którzy pokazali mi piękno i potencjał jazdy w Gudauri, ekipę Snow Lab, o przyjęcie mnie w swoje szeregi.
Ku mojemu zaskoczeniu przystano na moje warunki i kolejny sezon miałem spędzić na Kaukazie.
Od tego momentu Gudauri stało się moim domem, a ferajna ze Snow Lab’u moją śnieżną rodziną.
Dzięki możliwości jazdy z lepszymi od siebie nauczyłem się jazdy w wysokich górach, trafnie wybierać linię do zjazdu i podciągnąłem swoje umiejętności związane z bezpieczeństwem lawinowym. Od 2016 roku prowadzę również projekt Zima w Gruzji, który ma na celu rozpowszechnianie wiedzy odnośnie gruzińskich kurortów i pomóc Polakom, którzy swój zimowy urlop planują właśnie w Gruzji.
Miałem okazję jeździć w wielu miejscach, natomiast uważam, że Gudauri jest najlepszą miejscówką do uprawiania freeride’u. Lekko dostępne doliny, zjazdy do Gruzińskiej Drogi Wojennej czy też niedługie podejścia dla skiturowców, pozwalają rozkoszować się śniegiem nie tylko sportowcom ale również amatorom, dla których są to pierwsze kontakty z naturą. Sam ośrodek powstał w latach 80 tych XX wieku właśnie z myślą o jeździe w świeżym śniegu i ducha tamtych czasów czuć po dzień dzisiejszy. Zachęcam wszystkich do odwiedzenia tej magicznej krainy i skorzystania z tego co ma do zaoferowania, gwarantuję, że nie będziecie rozczarowani.
Wiem co mówię, w końcu Gudauri is my playground!
Jak najłatwiej dostać się do Gudauri? Kurort położony jest zaledwie 2 godziny drogie z lotniska w Tbilisi i 5 godzin drogi z lotniska w Kutaisi. Ceny biletów lotniczych wahają się od 50 do 250 euro w dwie strony, natomiast transferem można się dostać już od 50 lari czyli ok 50$.
Jeżeli chodzi o barierę językową, to najlepiej porozumiewać się w języku rosyjskim, natomiast porozumiewać można się też po angielsku. Gruzini są bardzo otwarci i gościnni jednak czasami zdarzają się sytuacje w których następuje tak zwane lost in translation, dlatego zawsze dobrze mieć kogoś, kto mówi po rosyjsku lub gruzińsku.
Infrastruktura kurortu stale się poprawia i z sezonu na sezon jest co raz więcej barów i restauracji , na dany moment chyba najbardziej brakuje w Gudauri miejsca w którym można by się pobawić do białego rana. Największym problemem jest brak służb lawinowych i ograniczona pomoc ze strony ratowników, ma się to jednak zmienić ponieważ przy pomocy Polaków szkolona jest młoda kadra.
W okolicy Gudauri nie ma schronisk wysokogórskich ani żadnych chat które mogą pomóc miłośnikom wypraw freeridowych, dlatego polecam korzystanie z usług lokalnych przewodników, którzy pomogą wam ogarnąć się w terenie i znaleźć najlepszy śnieg.
Góry są niesamowite, przede wszystkim zachwycają swoim ogromem i przestrzenią. Jeździmy w masywie Kazbega (5047 m.n.p.m) i większość opcji freeridowych, to zjazdy ze szczytów o wysokości 3000 m.n.p.m. Poniżej kurortu jest też bardzo ciekawy las oraz moim zdaniem miejsce które każdy będący w Gudauri zobaczyć powinien, mianowicie klasztor Lomisi.