Czy kiedykolwiek przypuszczałby Pan, że firma 50 lat później będzie nadal istnieć?
Jeśli mam być szczery, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Po prostu za bardzo zajęty byłem wspinaniem, projektowaniem nowych rzeczy i zwyczajnie czerpaniem z życia co najlepsze.
Jakie cele postawił Pan sobie na początku działalności?
Naszym celem było wykreowanie wymarzonego praktycznego, najwyższej jakości wyposażenia do wspinaczki.
Czy jest droga/ekspedycja, na której bądź z którą miał Pan swoje firmowe plecaki Lowe – Alpine i którą wskazałby Pan jaką decydującą na powstanie firmy i która szczególnie zapadła Panu w pamięć?
Zachodnia flanka na Grand Teton w zimie 1972 roku.
Jakie są Pana wspomnienia, gdy pierwszy raz testował Pan plecak ekspedycyjny?
To było w roku 1969 w paśmie górskim Wind Rivers, na której miałem masę bagażu ze sobą. Robiło różnicę, jak wszystko było dźwigane.
Jakimi wartościami kierował się Pan zakładając Lowe Alpine Systems?
Kreatywnością, innowacyjnością, jakością i lekkim alpejskim stylem wspinaczkowym z zastrzeżeniem etycznych zasad teraz i na przyszłość.
WSPINANIE
Co tak Pana zmotywowało, by do tego stopnia poświęcić się wspinaczce?
To było wtedy, gdy mając 7 lat, wspinałem się wspólnie z ojcem i moim bratem Gregiem na Grand Teton, i wyszedłem z tego bez szwanku. Przez wiele lat, byłem najmłodszym człowiekiem, który kiedykolwiek wspiął się na Grand. Wspinanie sprawiało mi ogromną przyjemność, nawet robiąc wzbudzający strach krok na skalnym występie Broadway.
Byłem prawie pewien, że na górze dosięgnąłem horyzontu i mogę zobaczyć w dali załamanie kuli ziemskiej. Schodząc, upadłem i uderzyłem się w głowę. Silnie krwawiłem, co napędziło mi ogromnego stracha. Jeszcze lata później wciąż miałem koszmary, które przepędzałem uprawiając inne dyscypliny sportowe jak judo, gimnastykę, od czasu do czasu gry w lidze baseballowej a przede wszystkim zjazdy narciarskie. Mając 12 lat nie potrafiłem już więcej wytrzymać bez wspinania, dlatego jako nastolatek, nie licząc narciarstwa w zimie, zrezygnowałem ze wszystkim innych dyscyplin sportowych.
Jakie są Pana najwsześniejsze wspomnienia związane ze wspinaniem?
Bouldery na Pete’s Rock w Salt Lake City z moim ojcem, braćmi i członkami Wasatch Mountain Club prowadzonymi przez Harolda Goodro. W 1949 r. Harold ustanowił rekord najtrudniejszego wspinania w USA w butach górskich. Dopiero 30 lat później Goodro’s Wall umieszczony został w przewodniku wspinaczkowym pod kategorią trudności 5.10c. Harold bez przerwy bardzo mocno nas wspierał. I w 1957 r na tyłach naszego domu w Ogden w Utah na School Room Cliff z moim ojcem i moimi braćmi. Człowieku, byłem serio podniecony, jak pierwszy raz mogłem pójść z nimi.
Czy mógłby Pan opisać, jak wspomina Pan wczesne trudne wspinanie między innymi w paśmie górskim Teton ze swoimi braćmi i ojcem?
Fascynowała mnie ta zmienność krajobrazu i ten przerzedzający się coraz bardziej z każdą wysokością las sosnowy, by już na wysokości alpejskiej natrafić na moreny, śniegi, świstaki w grubych futrach i ten dźwięk szemrzących górskich potoków oraz odgłosy dzikich zwierząt. Rajcowały nas postrzępione szczyty; rozpalone światłem zachodzącego słońca szczyty, puszka fasoli z sosem pomidorowym wysoko w obozie, droga mleczna i rozgwieżdżone, zimne noce z miliardami gwiazd na niebie. Łyk wody z manierki i banan wcześnie rano, zanim jeszcze wstanie słońce. Dla mnie to wszystko było wielką przygodą, która od początku mnie urzekła.
METANOIA
Raz w jednym z wywiadów opisał Pan wspinanie na Eigerze, jako przeżycie, które Pana nigdy nie opuściło. Co było akurat takiego szczególnego w tej wspinaczce w porównaniu z wieloma innymi, których dokonał Pan w swojej karierze wspinaczkowej?
Metanoia także dzisiaj pomaga mi znaleźć właściwy punkt widzenia. Wciąż przeżywam ten moment ,,Aha’’, by zaraz po tym otwarły jeszcze bardziej moje serce i dusza podobnie jak rozkwitają płatki pięknego kwiata.
Dlaczego wytyczoną przez siebie drogę nazwał Pan Metanoia?
Pojęcie Metanoia jest mi znane z literatury. Już od tysięcy lat szamani oraz ludzie, szukając wciąż spirytualnego pokoju, poszczą, narażając się całymi dniami na trudy, medytują tygodniami w nadziei na jakąkolwiek wizję, znak albo Nirvanę. Po wielodniowej wspinaczce na Eigerze, w trakcie której zaliczyłem tylko małe postoje, pomiędzy moim brzuchem a kręgosłupem nie istniało nic oprócz ziejącej pustki. Trzęsący się od zimna ciągle wpatrywałem się w zdjęcie mojej dwuletniej córeczki Sonii. Czułem żal i poczucie winy za ten cały chaos, który pozostawiłem po naszym małżeństwie i za uczucie opuszczenia, który w nieunikniony sposób towarzyszył mojej córce. Moja świadomość i ciało podążały oddzielnymi drogami. Potrafiłem skoncentrować się na dowolnym miejscu lub czasie i w mig się tam przenieść. Moja dusza wynosiła mnie w najdalsze zakątki wszechświata i z powrotem. Moje optyczne i akustyczne wrażenia, jak i świadomość, były bardziej wyraźne niż wszystko, co do tej pory znałem – tego się nie da opisać słowami. Zdałem sobie sprawę, że przeżyłem fundamentalną zmianę poglądów, a moje serce się otwarło. W tej małej pustelniczej jamie w ścianie ogarnęło mnie poczucie mojej własnej Metanoi (tzn. pokuta, względnie nawrócenie)
Dlaczego przejścia drogi Metanoia dokonał Pan bez spitów?
Gdy miałem 12 lat przeczytałem książkę „Biały Pająk“ Heinricha Harrera. Jego epicki opis pierwszego zdobycia szczytu bez przerwy mi towarzyszył. W lutym 1991 r chciałem wspiąć się na północną ścianę Eigeru na cześć jego pionierów: Anderla Heckmaira i jego towarzysza wspinaczkowego, którzy w 1938 r nie mieli żadnych spitów, lecz proste, w ograniczony sposób używane haki. Wciąż istniało niebezpieczeństwo, że ich prosty palnik spirytusowy zastrajkuje i przez to nie będą potrafili roztopić lodu. W przypadku, gdyby ich bawełniane i wełniane ubrania zwilgotniały, zamarzliby na śmierć. Aby chociaż w niewielkim stopniu potrafić wczuć się w ich zaangażowanie oraz poniesioną ofiarę, musiałem przezwyciężyć wewnętrznego lenia i wspiąć się na północną ścianę Eigeru w zimie, solo, bez spitowania, i to na najtrudniejszej w tamtym czasie jeszcze nie zdobytej drodze w najwyższej części ściany. W miejscach, w których moja droga krzyżowała się z ekspedycją z 1938r. albo pokrywała się z japońską diretissimą, przysiągłem sobie nie używać żadnych wtedy istniejących tam zabezpieczeń. W dużej mierze moim celem było czyste przejście, żeby dla mnie Metanoia służyła przykładem tego, co można osiągnąć bez jakiekolwiek pomocy.
PRZYGODA
Jakie są Pana najwcześniejsze wspomnienia związane z aktywnością na łonie natury?
Moje najwcześniejsze wspomnienia dotyczą wycieczek na pole campingowe. Jeździliśmy konno na naszym ranczo i gotowaliśmy na ognisku pod gołym niebem. Pływaliśmy na kajakach i chodziliśmy na polowanie. Było po prostu fantastycznie. Gdy miałem 20 lat skończyłem definitywnie z polowaniem. Zwyczajnie nie chciałem więcej zabijać tych zwierząt, ale w tym miejscu muszę powiedzieć, że wszystko wykorzystywaliśmy – nie tylko mięso, ale także skórę. Mój ojciec był nad wyraz odpowiedzialnym, nastawionym etycznie myśliwym. Dawał nam wspaniały przykład tego, co to znaczy, by z zaciekawieniem, ale i dużym szacunkiem podchodzić do wszystkich istot – jak do swoistych cudów na niebie i ziemi.
Co oznacza dla Pana słowo przygoda?
Niewiedza, co się wydarzy, wymaganie od siebie samego maksymalnego zaangażowania, by móc tak naprawdę to doznanie docenić. Dla mnie każdy dzień to nowa przygoda. Z duchowego punktu widzenia mógłbym opisać swoje własne życie jako totalnie interesujące i wartościowe. Wspinając się, nauczyłem się, że w życiu nie można mieć tylko przyjemności, by udowodnić, że się ono opłacało i było warte, by je przeżyć.
Alpine Superlight Onyx 2017