Półtora dnia zimowego bikepackingu z cyklu „szybkie wypady za miasto”, a właściwie „powyżej miasta”.
tekst: Adam Klimek / zdjęcia: Adam Klimek
Korzystając z wielkich mrozów, postanowiliśmy z Marcinem wybrać się na krótką bikepackingową wycieczkę. Chciałem sobie przypomnieć, bo dawno już nie miałem takiej okazji, uczucie, jak to jest spać pod namiotem przy -15/-20°C.
Wystartowaliśmy z Bielska około 20:00, wjazd na Szyndzielnię potem w stronę Klimczoka. Miejsce na biwak znalazłem pomiędzy Szyndzielnią a Klimczokiem, na zasypanej całkowicie drodze trochę poniżej grani. Miejsce nie było idealne, bo lekko wiało, ale to tylko dodawało pikanterii całej zabawie.
Ogień
Pierwsze co zrobiliśmy na miejscówce to ognisko. Wbrew pozorom, rozpalanie ognia w trzaskającym mrozie jest dość łatwe, zmrożone suche gałązki łatwo się łamią i palą znakomicie. Na początek wystarczy wykopać niewielką dziurę w śniegu. Dziura jest potrzebna w przypadku wiatru, jeśli go nie ma to możemy sobie ją podarować, sama się wytopi. Potem podpałka i gotowe. Oczywiście można by się bawić w rozpalanie ognia przy pomocy np. kory z brzozy i krzesiwa, ale w tych okolicznościach poszliśmy na skróty. Do ogniska dołączyło dwóch naszych znajomych, Roman i Robert, którzy mieli w planach wracać na noc do domu. Impreza przy ogniu, jak to zwykle bywa, geniusz! Po paru godzinach krąg wokół ogniska ze średnicy buta wytopił się do średnicy dużego koła z traktora. Pieczone kiełbasy, prowizoryczne hot-dogi ze zmarzniętą bułką (głód! nie było czasu na grzanie bułek) i ciepła herba z sokiem – mistrz! Celowo nie zabieraliśmy żadnego alkoholu, ponieważ prognozy na noc oscylowały wokół -15/-20°C a jak wszyscy wiemy, alkohol rozszerza naczynia krwionośne i w ten sposób wychładzamy się dużo szybciej, więc przy takim mrozie i perspektywie noclegu w namiocie całkowita prohibicja to rozsądny wybór.
Noc
Po umoszczeniu się w śpiworach okazało się, że jest dokładnie 3 nad ranem… hmmm, trochę zeszło z tym wszystkim. Ale tak to jest w zimie w śniegu i mega mrozie: wszystkie czynności trwają dłużej, choć wydawało by się że powinno być odwrotnie. Przed wejściem do śpiworów trzeba się przebrać w suchą (świeżą) termiczną bieliznę do spania, ponieważ nawet lekko zapocona bielizna nie pozwoli nam się rozgrzać i nawet najcieplejszy śpiwór nic nie da.
Ranek
Suunto wyświetlał -21°C, ale nie jestem do końca przekonany, czy to była rzeczywista temperatura, bo wydawało się dużo cieplej, no ale z Suunto się nie dyskutuje. Aby rano nie tracić czasu na topienie śniegu i szybko się rozgrzać, dobrze jest przygotować sobie wodę do gotowania i herbatę w termosie dnia poprzedniego. Wystarczy wtedy zagotować ciepły jeszcze płyn, co zdecydowanie jest szybszym rozwiązaniem. Na męskie śniadanie z Marcinem wybraliśmy zamiast owsianki i jaglanki, które mieliśmy ze sobą, bigos i penne bolognese od Lyo. Świetna szybka porcja konkretnego żarcia całkowicie ustawia nasz dzień.
Namiot
Rozkładając namiot dobrze jest uformować w miarę prostą platformę ze śniegu, co gwarantuje niezsuwanie się w namiocie na ściany albo na siebie nawzajem. O śledziach (szpilkach), możemy zapomnieć i lepiej ich w ogóle nie wyjmować z pokrowca. Do odpowiedniego zamocowania tropiku najlepiej nadają się leżące rowery, które świetnie sprawdzają się jako “kotwice”. Równie dobrym patentem na odciągi w zimie jest siodełko ze sztycą, które genialnie zastępuje szpilki w kopnym śniegu.
Kuchenka
Przy bardzo niskich temperaturach gaz słabo się pali, dobrze jest wtedy wykorzystać jakiekolwiek źródło ciepła, aby rozgrzać puszkę z gazem. W tym przypadku rozgarnąłem popiół, który był jeszcze delikatnie ciepły, i w ten sposób nasza kuchenka dostała skrzydeł. Trzeba jednak zrobić to z głową, ponieważ jeśli wstawimy puszkę z gazem na rozżarzone drewno albo zbyt gorące podłoże, to kuchenka dostanie prawdziwych skrzydeł i odleci.
Mandżur
Czy jedziesz na półtora dnia, czy na tydzień, to w zasadzie niewielka różnica w ilości sprzętu, który musisz ze sobą zabrać. Z odrobiną doświadczenia idealnie udaje się cały ten dobytek spakować na nasze rowery. Choć trzeba przyznać, że cała operacja trochę trwa.
Jazda
Na rowery udało nam się wsiąść około południa. Przez resztę dnia, a dzień był piękny i słoneczny, śmigaliśmy przez bajkowy, zaśnieżony krajobraz. Mieliśmy szczęście, ponieważ większość trasy była przejezdna i pomijając drobne momenty pchania, 90% drogi mieliśmy w siodle. Po drodze, w schronisku na Błatniej, drugie śniadanie a właściwie obiad z genialnymi naleśnikami. Dalej w dół w stronę Bielska, stokówką rozjeżdżoną przez traktory i zwózkę drewna. Ten, jak się okazało, techniczny zjazd był prawdziwą wisienką na torcie dnia!
Fed by Wild jest wspierany przez:
BONTRAGER CANON POLSKA DIGITAL 24 GARMIN LOWEPRO LYO FOOD LEATHERMAN MSR OSPREY PAJAK SANDISC THERMAREST TREK BIKES TREK – BIELSKO BIAŁA TRIGLAV UVEX VIKING
Zapisz