Dawniej wierzono, że halny powstaje, kiedy w górach tańczą diabły. Jego nadejście wieszczyło chorobę lub śmierć. Znana była również legenda o smokach mieszkających w górach, które wywołują wiatr. Dosiąść ich mógł tylko baca czarownik.
Postanowiliśmy zobaczyć w takim razie, gdzie diabeł „duje” najbardziej. A mówiono, że droga kamienista przez ciemny las nad górski staw prowadzi i tam go na biesiadzie spotkać można.
Ruszyliśmy w nieznane a droga kamieniem wyłożona była, jako to we wsi juhasi mówili.
Licho w jarach i wykrotach się czaiło, więc nasz wzrok uważnie śledził każdy ruch w mrocznym lesie.
W potokach jakieś paskudnice zaklęcia szemrały ale nieustraszenie podążaliśmy dalej.
W leśnej gęstwinie snuł się zapach drew w palenisku i wkrótce dotarliśmy do tajemniczej warowni. Tutaj już czarcią robotę widać było, gdyż budynek z ogromnych, jeden na drugim poustawianych, głazów zbudowany był. Ludzką ręką nie postawiłby nikt czegoś takiego -nawet jakby najsilniejszych chłopów ze wsi zwołano. Czyli jednak rację mieli starzy, jak o wielkoludach w górach mieszkających opowiadali.
Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że siedziba ta przez ludzki gatunek zamieszkana jest , tudzież jadło i nawet picie wszelakie tam za talary, niekoniecznie złote, dostać można. Tą jakże to pozytywną wiadomością rozradowani postanowiliśmy udać się do wnętrza murów, by sił przed dalszą drogą nabrać.
Nagle jednak okazało się, że licho już tylko czyha na utrudzonych wędrowców… słychać było jak diabeł gdzieś w oddali na fujarce zaduł… świst nad głowami się rozległ, aż jedły o pniach dorodnych, co to maszty okrętowe onegdaj z nich robiono, jęknęły. Mniejsze świerki, z korzeniami wyrwane, w dal ku dolinom odleciały a i my trudność z utrzymaniem równowagi mieliśmy.
Szybko więc uciekliśmy szukając dalszej drogi.
Na rozstaju dróg, znaki ludziska postawiali i jakieś tam bazgroły wypisane byli ale tego my nie czytali ino tam poszli, gdzie inne ludziska zawracali.
Diabeł widać było, że się już na dobre rozochocił i kapotą w tańcu zawirował, bo wiatr okrutny co mniejszego wędrowca z drogi strącić w otchłanie chciał.
A droga kamienista, też zapewne przez olbrzymów budowana ku skalnemu kotłowi prowadziła i ludziska, którzy z stamtąd uciekali mówili, że lepiej kapuce dobrze wiązać, bo diabeł tak duje, że głowę chce urwać.
A za zielonymi wrotami ponoć sala rozległa i gdzie diabeł sam wejść nie może, to babę najpierw pośle. Ona teren przebadała i za bezpieczny uznała.
Tak więc szybko wbiegliśmy, coby jeszcze na potańcówkę czarcią się załapać.
A tu na sali pusto-tylko wiat hula po tafli wody.
Ten kocioł górski jest nasz! Travelista Team rządzi!
No rzeczywiście – wszystkich ludzi wymiotło… pewnie z diabłem w karczmie tańcują, bo tu ich nie ma.
Nagle… w oddali…. coś tajemniczego się ukazało…
Tylko nie wiem co… bo akurat co innego robiłem 🙂
O tym wietrze to dużo gadają – W Alpach to Föhn, że niby nagrzewa powietrze jak suszarka do włosów a to też tam tak samo nazywają. No i może rację mają, w końcu wiatraków tam nastawiali, to się na wiatrach znają. A inni mówią, że halny – no ale w halce to nikt tam po górach nie chodzi.
W naszych Tatrach, na taką pogodę to trza się ino dobrze ubrać.
Godne polecenia są kurtki firmy Directalpine. Nasi czescy sąsiedzi produkują całkiem fajny sprzęt. Bo jak mawia przysłowie – nie ma złej pogody, jest tylko zła odzież. Więc ze złem trzeba walczyć 🙂 Mamy nadzieję wkrótce przedstawić Wam nowości w tym temacie. Odwiedzajcie blog-będzie się działo.
Tak więc diabeł nam nie straszny, nawet jak w górach halny wieje. Cali i zdrowi wróciliśmy szczęśliwie, bo jak wiemy licho w górach nie śpi a nawet potańczyć lubi. Tylko gdzie – tego jeszcze nie wiemy. Trzeba będzie jeszcze raz pojechać.
Wasz Travelista Team.